Season of Peace powinien pachnieć śniegiem, świeżością i piżmem. Ja czuję miętę i... mydło. O ile miętowe zapachy należą do moich ulubionych, o tyle mydlane powodują u mnie lekkie mdłości i ból głowy. Niestety. Po jednorazowym paleniu SoP musiał znaleźć sobie nowy dom.
Już wąchając go przez folię miałam lekkie obawy, czy nie będzie mydlano i mdło, jednak zapach wydawał się na tyle subtelny, że zaryzykowałam. Wosk miał jednak na tyle dobrą moc, że w tej kombinacji nut zapachowych okazał się zwyczajnie za intensywny. Season of Peace jest więc idealnym zapachem dla miłośników świeżości, mydła i czystego prania ;-)
Dla mnie to on jest slodki, calkiem przyjemny, ale wiecej miety sie spodziewalam.
OdpowiedzUsuńWięcej mięty znajdziesz w Candy Cane Lane, z tych dostępnych w Polsce :)
UsuńNie miałam go, jakoś takie zapachy mnie nie kuszą. :D
OdpowiedzUsuńCzasem potrzebuję przekonać się na własnej skórze, że dany typ zapachów na pewno nie jest dla mnie :D No i się przekonałam...
UsuńTen zapach wąchałam tylko na sucho, ale nie jest to mój zapach.
OdpowiedzUsuńMi na sucho wydawał się przyjemny, ale czasem zdarzają się pomyłki ;O
UsuńJa mam tego pecha, że mięty, jako składnika nie czuje praktycznie we wszystkich zapachach. W tym nie mam jej wg mnie wcale. Dla mnie to zapach pasty do podług i czystego, wysprzątanego domu na święta. Taka przyjemna, przytulna chatka w środku zimy. :)
OdpowiedzUsuńPasty do podłóg nie czułam... ale i tak okazał się nie w moim guście. Miętę w zapachach uwielbiam, wciąż chodzi mi po głowie Candy Cane Lane w słoju... kiedyś będzie mój :)
Usuń