10 września 2013

Bielenda, Orzech & Bursztyn, Brązujące masło do ciała

Z natury jestem dość blada, a słońce zwykle zanim mnie opali, to solidnie mnie spiecze. W tym roku postanowiłam nieco pomóc naturze i przybrązowić się z pomocą masła Bielendy. Niestety opakowanie wykończyłam na wakacjach i tym razem nie mam zdjęć.

Opis producenta:
Brązujące masło do ciała o bogatej odżywczej konsystencji, w bezpieczny i przyjazny sposób nadać skórze odcień pięknej naturalnej opalenizny.

Innowacyjna formuła oparta na wyciągu z orzecha włoskiego delikatnie systematycznie przyciemnia odcień skóry, brązowi go i nadaje zdrowego złotego kolorytu. Ekstrakt z bursztynu poprawia jędrności i elastyczność skóry, intensywnie nawilża i pielęgnuje. Masło dobrze się wchłania,przyjazna formuła ułatwia równomierną aplikację, zapobiegając pojawianiu się nieestetycznych smug i miejscowych przebarwień.

Piękna zdrowa naturalna opalenizna bez smug przez cały rok.


***


Mam jasną skórę i u mnie ten balsam dał dość ładną, delikatną opaleniznę w odcieniu rdzawego brązu. Przy smarowaniu nóg polecam omijać kostki i kolana, bo wychodzą bardzo ciemne ;-)  Balsam jest dość wydajny, ma przyjemny zapach i nie brudzi ubrań (trzeba odczekać chwilę aż się wchłonie). Mi raz zabarwił paznokcie od spodu, ale to dlatego, że nie umyłam dokładnie dłoni po aplikacji. Warto o tym pamiętać, bo zabarwione paznokcie niestety się nie zmywają i trzeba poczekać, a paznokieć odrośnie.

Podsumowując balsam jest w porządku. Nadaje koloryt bez smug, choć oczywiście warto wcześniej zrobić peeling i nawilżyć skórę. Wtedy kolor wychodzi równomierny.

Zalety:
- ładnie pachnie (naturalnie orzechem, bez nuty typowej dla samoopalacza)
- po odpowiednim przygotowaniu skóry "opala" równomiernie
- dość wydajny
- łatwo się rozsmarowuje
- nawilża (nie intensywnie, ale wystarczająco)
- niska cena
- nie brudzi ubrań (po odczekaniu, aż się wchłonie)

Minusy:
- po aplikacji trzeba szybko i dokładnie myć ręce, bo balsam trwale odbarwia paznokcie
- dla mnie jest dość ciężki -  jest na bazie parafiny, której moja skóra zbyt nie lubi

8 września 2013

Powakacyjne SOS dla skóry

Po tygodniu spędzonym w upalnej Grecji, gdzie słońce pali o wiele bardziej niż w Irlandii czy Polsce, każdej skórze przyda się specjalne traktowanie. Ja mimo częstego stosowania odpowiednich filtrów, już drugiego dnia stałam się miejscowo buraczkowa i musiałam resztę pobytu spędzić głównie w cieniu ;)


Na przesuszenia i podrażnienia bardzo pomocne są wszelkie kosmetyki z dużą zawartością aloesu. Mi żel z aloesu uratował skórę na ramionach, która bez niego schodziła by mi jak u węża. Złagodził pieczenie i ból, oraz przyspieszył gojenie.

Żele i płyny do kąpieli/pod prysznic zwykle wysuszają mi skórę, także z radością odkryłam, że jest kosmetyk do mycia, który moją skórę pozostawia czystą i w dobrym stanie - piankę Organique. Po wypróbowania tej o zapachu pomarańczy z chili stwierdzam, że jest fajniejsza od greckiej. Na skórze pachnie równie przyjemnie jak w opakowaniu.


Mam również nowego faworyta wśród szamponów do włosów do 15 zł - Yves Rocher, Purete, Purifying Shampoo. Świetnie oczyszcza (również z piasku i morskiej soli) i nie przesusza moich włosów, zresztą już pora na dokładną recenzję, którą dodam wkrótce.

Na recenzję czeka również emulsja do opalania SPF 50 dla dzieci od Kolastyny. Mam bardzo jasną cerę skłonną do przesuszeń i ta emulsja spełniła wszystkie moje oczekiwania. Stosowałam ją jako krem na dzień, pod puder. Na noc nakładałam krem łagodzący AA Eco.

Na wakacjach często nie chce nam się poświęcać na pielęgnację tyle czasu, co zwykle, jednak naprawdę warto. 10 minut rano i wieczorem + stosowanie balsamu z filtrem na plażę i po lecie możemy się cieszyć delikatną i naturalną opalenizną bez przesuszenia lub uszkodzenia skóry. Należy pamiętać, że to jak dziś dbamy o skórę wpływa na to, jak i kiedy zacznie się starzeć ;-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...