29 sierpnia 2014

Yankee Candle - Juicy Peach

Spośród letnich owoców sezonowych brzoskwinia należy do moich ulubionych. Soczysta, nie przesadnie słodka jest idealną towarzyszką na wakacje. Niestety lato nie trwa wiecznie i szukałam wiernie odwzorowanego zapachu brzoskwiń, by zatrzymać tę porę roku ze sobą nieco dłużej. Dotychczas odkryłam idealną brzoskwinię w balsamie do ciała The Body Shop z serii Vineyard Peach, oraz w herbacie Lipton Peach Mango. Dziś dołącza do nich wosk Yankee Candle o zapachu Juicy Peach.


Nazwa zapachu jest w pełni adekwatna - po roztopieniu się wosku otrzymujemy świetnie odwzorowany zapach dojrzałej, soczystej brzoskwini. Zapach jest intensywny, ale nie jest killerem. Ma w sobie taką przyjemną łagodność, dzięki czemu mimo swojej mocy nie przyprawia nikogo o ból głowy. Słodycz również została dobrze zrównoważona, dzięki czemu zapach nie mdli. Moim zdaniem jest po prostu taki, jaki być powinien zgodnie z opisem producenta ;-)


Również trwałość jest dobra, zapach nie wietrzeje zbyt szybko. Ćwiartka tarty pachniała przez równo jeden tealight, co przekłada się na około 3-3,5 godziny. Łatwo więc policzyć, że wydajność wosku jest większa, niż zapewnia producent, gdyż tarta wydzielała zapach przez 12-13 godzin.

25 sierpnia 2014

O pielęgnacji z The Body Shop

Po dłuższym ciągu wpisów poświęconych Yankee Candle dziś wracam do tematu kosmetyczno-pielęgnacyjnego ;-) Mianowicie napiszę o kosmetykach marki The Body Shop, jednej z moich ulubionych. Dwa omawiane produkty należą co prawda do jednej kategorii kosmetyków nawilżających do ciała, jednak są od siebie bardzo różne.

Pierwszym z nich jest lotion/balsam z serii Early Harvest Raspberry, pachnący po prostu malinowo. Ma lekką, wodną (ale nie wodnistą) konsystencję i wchłania się prawie do końca. Jest idealny do mniej przesuszonych partii ciała, nie zrobi również krzywdy nałożony na dekolt czy ramiona. Ja stosuję go wtedy, gdy nie mam czasu lub ochoty na "porządne" smarowanie się bardziej treściwym masłem lub kremem do ciała. Do codziennej pielęgnacji skóry normalnej jest w pełni wystarczający. 










Skóra sucha pokocha jednak drugi z recenzowanych dziś kosmetyków - masło do ciała z fioletowej serii Passion Fruit o zapachu marakui. Zauważyłam już, że masła TBS zależnie od serii mają albo zbitą, faktycznie maślaną konsystencję (np. kokosowe), albo gęstą i kremową jak omawiane właśnie masło marakujowe. Mimo różnej konsystencji, wszystkie używane przeze mnie masła TBS miały podobne działanie - nawilżały i natłuszczały skórę, pozostawiając bardzo dobry efekt na wiele godzin. Informacja o konsystencji może być istotna jedynie w kontekście łatwiejszego nakładania maseł o konsystencji gęstego kremu, niż tych twardszych i zbitych. Dla mnie nie robi to różnicy ;-)


Masło Passion Fruit jest trzecim (po Shea i kokosowym) masłem od TBS, które gości w mojej kosmetyczce. Jestem pewna, że nie ostatnim, gdyż kusi mnie wiele spośród dostępnych zapachów, m. in. migdałowe i boska Chocomania.

15 sierpnia 2014

Yankee Candle - Orange Dreamsicle


Ostatnie chłodniejsze dni przypomniały mi, że lato nie będzie trwać wiecznie, a zimą nie będę miała ochoty na typowo letnie soczyście owocowe zapachy. Przeglądając zapasy zdecydowałam się wypróbować dziś Orange Dreamsicle - zapach, który wg producenta jest zapachem pomarańczowego sorbetu z lodami waniliowymi w tle.


Trzeba przyznać, że zapach jest bardzo ładny. Pomarańcze i wanilia dają mu świeżość i słodycz, jest soczysty i nie ma w sobie nic z ulepka. Pachnie (i wygląda) dokładnie jak olejek ze słodkich pomarańczy, który kiedyś zamówiłam ze strony Zrób Sobie Krem.
Niestety, w opozycji do pięknej kompozycji zapachowej stoi dość słaba moc. Siedzę 4 m od kominka i czuję ledwo cień zapachu. Może w mniejszym pokoju by się sprawdził, ale w moim średniej wielkości (ok 20m2) zapach niestety ginie. Wyraźnie czuć go jedynie w najbliższym sąsiedztwie kominka. Szkoda, bo Orange Dreamsicle jest najładniejszą pomarańczą od YC, jaką miałam okazję wąchać.

13 sierpnia 2014

Yankee Candle - Red Velvet


Red Velvet był jednym z pierwszych zapachów od Yankee Candle, który mnie zauroczył i drugim, który kupiłam w słoju. Już sam kolor wosku jest piękny - głęboka, elegancka czerwień. Zapach opisany jest jak marzenie każdego łasucha ;-) Red Velvet został już wycofany z polskiej dystrybucji, choć nadal można go dostać w wielu sklepach i na allegro. W USA pozostaje normalnie dostępnym zapachem, zmieniła się jedynie szata graficzna etykietki.

Dla mnie Red Velvet pachnie biszkoptem z kremem. Gdy go czuję wyobraźnia podsuwa mi smakowite obrazy ciasta z czerwoną (truskawkową?) galaretką na jasnym spodzie, przełożonym grubą warstwą jasnego kremu śmietankowego. Sam zapach nie zawiera nut owocowych, ale całość zapachu sprawia, że właśnie na takie ciasto ma się ogromną ochotę ;-) Samego ciasta Red Velvet nigdy nie jadłam, ale jeśli pojawi się okazja, to na pewno spróbuję.










Średni słój z illumą pali się idealnie. Nie wymaga kombinowania z folią czy zapałkami. Rozpala się do ścianek w regulaminowe 3 godziny. Mam RV jeszcze w kilku woskach, ale poważnie rozważam zrobienia małego zapasu, gdy pojawią się znów na allegro. Świeca pięknie prezentuje się nocą, dzięki illumie wyglądając jak pachnący słodko lampion. Nadaje każdemu wnętrzu niesamowity klimat.










12 sierpnia 2014

Yankee Candle - Blissful Autumn


Blissful Autumn należy do zapachów już wycofanych, choć wciąż można go kupić w niektórych formach (samplery, tumblery, świece). Dla mnie była to miłość od pierwszego niuchnięcia, od pierwszych minut topienia tealighta w kominku wiedziałam, że muszę mieć ten zapach w świecy. Gdy w końcu go dopadłam na stronie Zapachu Domu, pojawiła się myśl "a co będzie, gdy średnia świeca mi się skończy?!". Brzmi to może trywialnie w momencie pierwszego odpalenia świecy mającej szacowany czas palenia w granicach 65-90 h, ale... myśl o tym, by zrobić większy zapas tego zapachu nadal gdzieś tam tkwi.

W Blissful Autumn czuję przede wszystkim dojrzałe gruszki z przyprawami, na kształt musu owocowego w kruchym cieście. Jest niesamowicie smakowity, ale nie przesłodzony. Faktycznie pachnie jesienią, ale taką rześką, słoneczną i kolorową jesienią. W piekarniku dochodzi ciasto z gruszkami a kuchnia pachnie słodkimi przyprawami. Są zapachy odświeżające, są uspakajające... ten jest po prostu pyszny i natychmiastowo poprawiający humor. Wystarczy rozpalić świecę by pojawiła się nachalna myśl o pójściu na targ, kupieniu kilograma gruszek i ukręceniu czegoś przepysznego ;-)








Jak widać na zdjęciach wspomagam swoją średnią świecę dodatkowymi "knotami" z zapałek, gdyż świeczka ma niestety skłonności do tunelowania. Liczę na to, że to tylko problem z tym konkretnym egzemplarzem i gdy kupię duży słój, to ten będzie się już palił bez problemów :-)

11 sierpnia 2014

Yankee Candle - Napa Valley Sun

O słynnej Napie naczytałam się wystarczająco dużo zachwytów, by przy pierwszej okazji bez namysłów kupić wosk. Naklejka na wosku obiecuje spokojny, relaksujący zapach, w sam raz na letnie popołudnie.


Roztopiony wosk daje aromat, w którym trudno wyszczególnić mi konkretne nuty zapachowe. Są jakby delikatne cytrusy, wanilia i bliżej nieokreślona kremowość. Znawczynie perfum pewnie wyszczególniłyby również bursztyn, o którym pisze producent, jednak ja nie mam aż takich zdolności olfaktorycznych. Dla mnie jest miło, elegancko i subtelnie słodko. Rozumiem, dlaczego ktoś mógłby zakochać się w tym zapachu, jednak ja pozostanę przy swoich ulubionych zapachach prosto z cukierni ;-)

Zapach ma dobrą moc i trwałość. Wsypałam do kominka naprawdę niewiele wosku, ale zapach wypełnił pokój (ok 20m2) i część korytarza. Nie jest on killerem, ale nie jest to w żadnym wypadku wada. Moim zdaniem moc i trwałość zostały optymalnie dobrane do tego zapachu, stworzonego jako przyjemne tło dla leniwych, letnich popołudni z kieliszkiem wina w dłoni i książką :-)

Szczerze polecam polować na ten wosk, pojawia się on od czasu do czasu na allegro. Nawet jeśli nie zakochacie się w nim natychmiast, to warto go mieć w swoich zbiorach - jest idealny, gdy chciałoby się przywołać zapach relaksu, komfortu i bezpieczeństwa.

9 sierpnia 2014

Yankee Candle - Cranberry Pear

Do zakupu nowości Q3 od Yankee Candle przymierzałam się odkąd tylko pojawiła się zapowiedź zapachów na jesień. Najbardziej nakręciłam się na Cranberry Pear i Wild Fig i gdy tylko Q3 trafiło do sklepów pobiegłam się odpowiednio zaopatrzyć :-) Dzisiejszy wpis poświęcony jest pierwszemu z tych zapachów.


Na sucho w kompozycji zapachowej dominuje kwaskowata żurawina, pozostawiając słodycz gruszki gdzieś w tle. Warto się nie zrażać pewnym podobieństwem do dość ostrego Cranberry Ice, gdyż tuż po roztopieniu się wosk znacznie łagodnieje ujawniając kremową gruszkę. Zapach jako całość kojarzy mi się ze szkolnym sklepikiem w podstawówce, który wypełniały aromaty kolorowych żelków owocowych, landrynek w wielkim słoju i owocowych sorbetów sprzedawanych w woreczkach. Nie zrozumcie mnie źle - w tym zapachu nie ma ani grama chemii, niemniej przywodzi mi na myśl słodkie wspomnienia z podstawówki ;-)

Zapach jest intensywny i trwały. Dzięki żurawinie słodycz nie jest ani trochę mdląca i z całą pewnością przypadnie du gustu wszystkim miłośnikom owoców i słodyczy. Mi podoba się ogromnie i podejrzewam, że na jednym wosku się nie skończy...

7 sierpnia 2014

Yankee Candle - Buttercream


W ostatnim czasie Yankee Candle rozpieszcza Europę wieloma nowościami. Oprócz jesiennych zapachów Q3 oraz powrotu serii Celebrations do polskich sklepów trafiły woski w nowej formie słoiczków, przypominających kształtem świece YC. W nowej formie wprowadzono część zapachów stale dostępnych w sprzedaży, a także kilka z tych dotychczas w Polsce niedostępnych, bądź wycofanych z europejskiej dystrybucji jakiś czas temu. Jednym z tych drugich jest Buttercream, reklamowany przez producenta jako zapach świeżego masła z cukrem i wanilią. Mi pachnie on jak krem ptysiowy :-)

Producent reklamuje nową formę wosków jako "easy clean". Trudno mi ocenić, czy zastygły wosk "słoiczkowy" faktycznie łatwiej opuszcza miseczkę kominka - w moim kominku miseczka ma płaskie dno i wosk nadal potrzebuje kwadransa w zamrażarce, by dać się wydobyć z kominka.






Wosk Buttercream miałam już wcześniej. Pamiętam, że sam zapach bardzo mi się spodobał, jednak jego trwałość była dość słaba. Może wtedy miałam wosk ze słabszej partii, a może producent zmienił nasycenie olejkiem wosku w nowej formie... ale teraz moc zapachu jest naprawdę dobra. Wypełnia pokój, korytarz i pcha się do kuchni. Mam nadzieję, że woski w nowej formie będą dostępne na polskim rynku przez dłuższy czas, bo inaczej będę musiała zawczasu zrobić sobie większy zapas ;-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...