28 marca 2015

Yankee Candle - Red Apple Wreath

Red Apple Wreath jest jednym z ostatnich zimowych zapachów, jakie planuję w najbliższym czasie zrecenzować. Nie oznacza to bynajmniej, że jest zapachem nieciekawym ;-) Z opisu producenta wynika, że powinnam czuć w nim słodkie jabłka, cynamon, orzechy i syrop klonowy. Ja czuję jabłka z cynamonem, a dokładniej jabłkowy mus z cynamonem, taki rozgrzany i prosto z garnka. Czasem sama przygotowuję owocową masę do szarlotki i ten wosk pachnie dokładnie tak.


Moc Red Apple Wreath w wosku jest bardzo dobra, na pewno nie zawiedzie nikogo. Mijająca zima była już drugą, którą sobie umilałam tym zapachem, a to z mojej strony najlepsza rekomendacja, bo szybko się nudzę ;-)


27 marca 2015

Yankee Candle - Garden Sweet Pea

Dzisiejszy zapach miałam okazję testować w wosku i w samorobnej świeczce przetopionej z dwóch samplerów. W obu wersjach Garden Sweet Pea jest bardzo intensywny i... przyjemny. Lekko wiosenny, kwiatowy. Niektórzy wyczuwają w nim mydło, na szczęście dla mnie te mydlane nuty są bardzo słabe.


Jest to jeden z tych zapachów, o których trudno mi napisać coś konkretnego ponad to, czy mi się podobają, czy nie. Słodki groszek trafił w mój gust, ale nie charakteryzuje się niczym szczególnym. Ma bardzo dobrą moc, w wosku potrafi wręcz przydusić, więc należy go sobie ostrożnie dawkować. Z całą pewnością polecam go na nadchodzącą wiosnę ;-)


Garden Sweet Pea potwierdza, że zapachy kwiatowe to nie moja ulubiona kategoria. Poza Tulips i Lilac Blossom żadna z kwiatowych kompozycji od Yankee Candle mnie nie oczarowała. W kolejce czeka jeszcze Loves Me, Loves Me Not i ma szansę przełamać schemat, o czym zamierzam się przekonać już wkrótce ;-)

24 marca 2015

Yankee Candle - Season of Peace

Choć wygląda na to, że zima została już tylko wspomnieniem, to dzisiejszy zapach pochodzi z kolekcji zimowej. Staram się zamknąć tę porę roku na dobre i wykańczam zachomikowane zapasy wosków. Wszystkie moje poprzednie recenzje odnosiły się do zapachów, które mniej lub bardziej polubiłam i... dzisiejsza nieco przełamie schemat ;-)



Season of Peace powinien pachnieć śniegiem, świeżością i piżmem. Ja czuję miętę i... mydło. O ile miętowe zapachy należą do moich ulubionych, o tyle mydlane powodują u mnie lekkie mdłości i ból głowy. Niestety. Po jednorazowym paleniu SoP musiał znaleźć sobie nowy dom. 


Już wąchając go przez folię miałam lekkie obawy, czy nie będzie mydlano i mdło, jednak zapach wydawał się na tyle subtelny, że zaryzykowałam. Wosk miał jednak na tyle dobrą moc, że w tej kombinacji nut zapachowych okazał się zwyczajnie za intensywny. Season of Peace jest więc idealnym zapachem dla miłośników świeżości, mydła i czystego prania ;-)

WoodWick - Vineyard Nights

Mój dzisiejszy wpis pojawił się na blogu po dłuższej przerwie. Jest on jednak istotny również z innego powodu, gdyż jest to recenzja zapachu od WoodWick, marki debiutującej na tej stronie. Postanowiłam zacząć poznawać firmę od wosku, choć świece (zwłaszcza te o zapachach drzewnych z "męskiej" linii) też mnie zauroczyły. Jednak nie wszystko naraz...



Na pierwszy raz wybrałam zapach Vineyard Nights. Opis producenta brzmi następująco:
"A smooth blend of red vine accord with bright notes  of plum, green fig, and a base of warm musk". Zatem powinnam czuć śliwkę i zieloną figę na bazie piżma z nutami winnymi. A co czuję? Ciacho. Może jest tam trochę piżma, ale to przede wszystkim słodkie ciasto owocowe (śliwka?). Nie jest to zapach wielowymiarowy, ale na pewno bardzo smaczny. Zdecydowanie bardziej zasługuje na etykietkę gourmand niż na owocową.



Moc zapachu jest bardzo dobra. Wosk ma kremową strukturę i błyskawicznie rozpuszcza się w kominku, choć na sucho nie jest miękki. Bez trudu wypełnia zapachem sporą przestrzeń (pokój, dłuuugi korytarz, sięga aż do kuchni). Na pewno sięgnę po inne zapachy od WoodWick, a koniec końców może skuszę się na świecę. Kusi mnie drewniany knot, choć czytałam opinie, że palenie tych świec jest dość głośne i niektórym trzaskanie może przeszkadzać. Przekonam się osobiście ;-)



10 marca 2015

Co nowego...

W ciągu ostatnich 7 tygodni sporo się u mnie zmieniło. Począwszy od tego z kim mieszkam, po rozwijający się u mnie minimalizm. Mój entuzjazm do zakupów, również pachnących, nieco osłabł. Postanowiłam skupić się na używaniu i zużywaniu tego, co już mam, a są to spore zapasy wystarczające na wiele miesięcy radości ;-) Ostatnio wróciłam do świec. Zbliżam się do dna w tumblerze Buttercream i w średnim słoju Red Velvet, myślę że wypalę oba w ciągu tygodnia. Palę też średni Under the Palms, który wreszcie zaczął mocniej pachnieć, choć może to ja go inaczej czuję. Do wosków aż tak bardzo mnie nie ciągnie, jakoś wygodniej mi się teraz korzysta ze świec. Niemniej, na pewno o nich nie zapomnę, wszak wciąż zamierzam je recenzować na tym blogu :-) Kolejny wpis powinien pojawić się na dniach, może już jutro. Zostało mi jeszcze kilka typowo zimowych zapachów, zanim przyjdzie czas na te wiosenne. Nie mogę się już doczekać!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...